Czy drugi poród jest łatwiejszy czyli jak to u mnie było...

By Kinga Kościak - 00:22:00

poród krok po kroku

Całą ciążę zastanawiałam się, czy drugi poród jest łatwiejszy. Różne rzeczy na ten temat można usłyszeć i choć generalnie powinno być za drugim razem łatwiej, nie u każdego tak to wygląda. Nie wiem dlaczego, ale przy okazji zarówno pierwszej, jak i drugiej ciąży jeśli miewałam sny o swoim porodzie, to były to zawsze naprawdę piękne sny! 5 minut i po sprawie, niemalże bezboleśnie przebiegające. A jak było faktycznie z tym drugim porodem u mnie? Jak w moich snach, czy niekoniecznie? 

Łatwa ciąża

Mam to szczęście, że zarówno pierwsza ciąża, tak samo druga przebiegała bardzo pomyślnie. Od początku ich trwania do samego końca byłam bardzo aktywna. Przy okazji drugiej ciąży, dokładnie na początku trzeciego trymestru napisałam pracę magisterską i w ósmym miesiącu udało mi się ją obronić. Na początku zaś dziewiątego miesiąca szalałam z wielkim brzuchem na weselu kuzyna. Czułam się naprawdę dobrze.

Zbliżaliśmy się do daty rozwiązania...

Zapewne większość mam zgodzi się ze mną, że druga ciąża przebiega znacznie szybciej. Obowiązki codzienne przy pierwszym dziecku wystarczająco angażują i nie zawsze jest tyle czasu, co w przypadku pierwszej ciąży, by zaczytywać się w opisy tygodnia po tygodniu, co zmienia się w życiu dziecka w brzuszku. I tak mijały tygodnie, miesiące... Aż powoli zaczynaliśmy się zbliżać do daty rozwiązania.

Zimą dzieci nie spieszą się na świat

Spodziewałam się, że tym razem również druga córka urodzi się kilka dni przed terminem, jak to było z Magdaleną, która urodziła się trzy dni przed. 39 tydzień mijał, a u mnie nic się nie działo. Mój mąż wymyślił przy okazji tego ciekawą teorię, która bardzo mnie rozbawiła. Madzia urodziła się w sierpniu, kiedy to wiadomo, że jest bardzo ciepło, natomiast miesiącem narodzin Julianny był mroźny listopad. Mąż stwierdził, że zimą dzieci nie śpieszą się tak na świat, bo i po co wychodzić, gdy na zewnątrz tak zimno :D

Było już po terminie...

Zaczęliśmy jeździć na kontrolne KTG do szpitala. I tak byliśmy raz, drugi, trzeci... Dni mijały. Ja coraz bardziej bałam się jak będę w stanie urodzić tak duże dziecko (bo od początku ciąży było duże i ginekolog przewidywał około 3800 g), aż pewnego dnia lekarz w szpitalu mnie uspokoił, zrobił pomiary i mówi, że przewiduje 3245 g. Ucieszyło mnie to bardzo, choć miałam w głowie, że mój lekarz prowadzący zaznaczał, że tak późne pomiary nie są już takie wierne. Według USG był już szósty dzień po terminie. Lekarz zaznaczył, że jeśli do następnego dnia nic się nie zacznie, to konieczna będzie hospitalizacja i wywoływanie. Bardzo tego nie chciałam!

Wszystko, by przyspieszyć poród

Tego samego dnia zaczęłam intensywne sprzątanie. Właściwie nie siedziałam. Non stop byłam w ruchu, a że mieszkam na piątym piętrze, to założyłam sportowe buty i zaczęłam biegać z góry na dół po schodach (stwierdziłam, że mam niezłą kondycję, bo z tym wielkim brzuchem szło mi bardzo dobrze). Zwieńczeniem tego intensywnego dnia był długi wieczorny spacer z mężem, a właściwie taki szybki marsz. I można powiedzieć, że się zaczęło... Tylko ja tego jeszcze nie wiedziałam.

Zaczęło się...

Mniej więcej od osiemnastej zaczął mi się stawiać brzuch w czterominutowych odstępach czasu. Wróciłam do domu i zaczęłam to zapisywać. Oczywiście to wszystko było bezbolesne. Mąż śmiał się, że taki poród bezbolesny będę miała i urodzę tak, że nawet nie zauważę. To trwało i trwało... Stawianie się brzucha nie znikało. Około pierwszej w nocy dobrze się najadłam i poszłam spać. Nie udało mi się to jednak, ponieważ zaczęłam czuć ból od krzyża. Wstałam, przytuliłam się do męża i zaczęłam się cała trząść. Skurcze były już w odstępach trzyminutowych. Teściowa, która miała mnie zawieźć do szpitala powiedziała, że to już czas, a ja trochę się uśmiechając stwierdziłam, że to chyba jeszcze za wcześnie, powiedziałam żebyśmy poczekali, czy skurcze nie zanikną. Ona jednak stanowczo powiedziała, żebyśmy jechały.

Jedziemy do szpitala

Wzięłam swoje rzeczy, Magdusia spała w najlepsze, maż został z nią w domu, a my pojechałyśmy. Był środek nocy (bardzo zimnej!) także drogi w stolicy były puste. Teściowa gnała, a ja patrzyłam tylko na stoper i odmierzałam czas pomiędzy skurczami. Było to mniej więcej 2,5 minuty. 20 minut i byłyśmy w szpitalu Świętej Zofii w Warszawie. Szybka kwalifikacja, bo było już rozwarcie i regularna czynność skurczowa. Najgorsze pół godziny czyli KTG na leżąco. Nie znoszę leżeć przy skurczach. Nie mogę uwierzyć jak w czasach, gdy rodziła moja mama kobiety były zmuszone tak leżeć cały poród (?!). 

To już?

Po KTG zaprowadzono mnie na salę i polecono się przebrać już do porodu. Kilka skurczów spędziłam przy drabince. Bardzo mi pomogła! Położna powiedziała, że lada chwila i będą bóle parte, w co nie chciało mi się wierzyć, mając doświadczenie pierwszego porodu, który był straszny i długi! A tu dopiero minęło nieco ponad godzinę. Poleciła wybrać pozycję do porodu, a ja zapytałam ją, co sugeruje. Wybrałyśmy pozycję na klęczkach. Przyjęłam ją już zgodnie z poleceniem, choć nie chciało mi się wierzyć, że to już potrzebne. 


szpital żelazna
szpital żelazna

















Tak! To już!

Położna powiedziała, że wychodzi tylko na momencik, ale jak odejdą mi wody, to mam natychmiast dzwonić, bo od razu dziecko będzie wychodzić. Ledwie opuściłą salę i wody CHLUP! I faktycznie się zaczęło! Zadzwoniłam i kilka sekund później już przy mnie była i zaczęła instruować mnie co robić, by wyjść z tego bez szwanku. Była cudna! Naprawdę! Prawdziwy anioł! Dwa bóle parte i Julianna wyskoczyła z brzuszka! Naprawdę. Poród od pierwszych bolesnych skurczów do wyjścia na świat dziecka trwał około 2,5 godziny! Nawet nie wiecie jaka byłam szczęśliwa. Po pierwsze z faktu, że dziecko jest już ze mną, po drugie z tak szybkiej akcji, po trzecie z tego, że nie trzeba było nacinać, po czwarte dlatego, że miałam po porodzie dużo siły i bez problemu po dwóch godzinach leżenia z dzieckiem wstałam i poszłam się wykąpać. Niesamowite, że poród może być tak dobrym doświadczeniem. Dodatkowo powiem Wam, że Julianka ważyła 3770 g, czyli mój lekarz prowadzący się nie mylił! Duże dzieciątko jak na mnie (ciążę zaczynałam z wagą 41 kg), ale powiem Wam szczerze, że nie odczułam tego specjalnie, bo poszło naprawdę nieźle. I nie! Nie brałam znieczulenia.

Czy drugi poród jest łatwiejszy?

Po poprzednich strasznych doświadczeniach pierwszego porodu, o którym możecie przeczytać tutaj, gdzie poród trwał bardzo długo, była konieczność zastosowania oksytocyny, nacinanie, niemiły personel, straszne położne, zmęczenie, żeby nie powiedzieć wycieńczenie, bo nie pozwolono mi nic jeść w trakcie jego trwania, aż po fatalne wyniki w drugiej dobie po porodzie i konieczność przetaczania krwi, tak tutaj przy asyście tylko jednej kochanej położnej urodziłam zdrowe i piękne dzieciątko. Da się! Może to dlatego, że to drugi poród, a może to za sprawą fantastycznego szpitala na Żelaznej. Nie wiem. Na pewno zawsze będę mijać to miejsce z uśmiechem na twarzy, bo przeżyłam tam piękne chwile. I wcale nie wykupiłam położnej. Polecam Wam zdecydowanie, choć to miejsce, którego chyba polecać nie trzeba. Wszystkie znajome, które tam rodziły również bardzo mi polecały.

Co było potem? Dwie doby spędziłyśmy w szpitalu. Bardzo mi się one dłużyły. Przeogromnie. Byłam w pełni sił i wiedziałam, że Madzia bardzo ciężko znosi moją nieobecność, dlatego chciałam wrócić najszybciej jak to możliwe. Wszystko z Julianną było w porządku, więc po dwóch dniach wyszłyśmy. 


szpital żelazna


Jeszcze nie wiedziałam, że tak samo ciężko jak Madzia zniosła moją nieobecność będzie później przebiegało jej pogodzenie się z nową sytuacją, czyli młodszym rodzeństwem, ale o tym może następnym razem...

A jak u Was wyglądał poród? Czy kolejne były łatwiejsze tak jak u mnie? 


Świetnie, że tutaj jesteś! Nie przegap kolejnego wpisu. Wystarczy, że dasz lajka tutaj [klik], bądź zaobserwujesz nas na Istagramie. Tam jesteśmy zdecydowanie częściej [klik]Jeśli interesują Cię podróże z dzieckiem dołącz do grupy na Facebooku [klik]. Dziękuję! ;)


Przeczytaj też:






  • Share:

You Might Also Like

9 komentarze

  1. No podobno wiele kobiet tak ma, ze za drugim razem jest łatwiej, ale nie jest to regułą niestety. U mnie pierwszy poród trwał niecałe 6 godzin o pierwszego skurczu. Przeleciało to ekspresowo i cieszyłam się, ze tak szybko to załatwiłam :P ciekawa jestem jak będzie z drugim (jeśli będzie) :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Jeśli pierwszy był tak ekspresowy, to pewnie z drugim byłoby dużo łatwiej ;)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  2. Przeczytałam jednym tchem. Jestem pod wielkim wrażeniem, gratulacje! Najbardziej zaskoczyło mnie bieganie po schodach, 8 miesiąc wyobrażam sobie na leżąco z proszeniem męża, żeby założył mi kapcie... Gdyby nie lęk przed porodem, być może moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Lecę przeczytać o Twoim pierwszym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lęk jest czymś naturalnym ;) Też się bałam, ale ktoś kiedyś powiedział mi, że to właściwie tylko jednen dzień i na świecie mamy nowego człowieka :)

      Usuń
  3. Ja rodziłam tylko raz w życiu i tak naprawdę nie było wcale aż tak tragicznie. Doskonale pamiętam, że przez cały okres ciąży bardzo pomagał mi kalendarz https://plodnosc.pl/kalendarz-ciazy/31-tydzien/ który dość skrupulatnie studiowałam. Przede wszystkim mogłam zrozumieć i sobie uświadomić co za zmiany zachodzą w moim ciele.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy i interesujący post. Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawy i interesujący post. Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super post. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawy wpis. Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń